Wołaj do Mnie, a odpowiem ci, oznajmię ci rzeczy wielkie i niezgłębione,

jakich nie znasz. Jr 33, 3.

                                                                     



piątek

16 kwietnia


Usłyszane: Jezu, ufam Tobie.

Chociaż by ktokolwiek nadepnął ci na odcisk, powiedział coś niemiłego mimo, że ty spodziewałaś się dobrego słowa, okazał się nieprzyjemny i zbyt wymagający, jeżeli prawdziwie kochasz Boga i rozumiesz czym jest Jego miłość do ciebie, nie ruszy cię to. A z twojego serca nie zniknie pokój i radość.

Przemyślane: Mam kilku nauczycieli, którzy sprawili, że zaczynam rozumieć życie. Tłumaczą, ukazują prawdę, rzucają światło, z miłością wytykają błędy. I choć jest ich tak niewielu, układają mój charakter, sposób postępowania, moje ideały, poglądy. Nie jestem niezależna. Ufam tym, którzy pragną mojego dobra, szczęścia, są dla mnie życzliwi i mnie kochają. Sugeruję się tym co do mnie mówią, ich wskazówkami.

Jeden z wychowawców mojego życia otworzył mi okno na prawdę o Bożym miłosierdziu. Pamiętam jak pierwszy raz położył przede mną Dzienniczek Siostry Faustyny i zaczął opowiadać o tym, co daje mu nadzieje i czym sam żyje. Siedziałam i słuchałam o Bożej miłości miłosiernej. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, zaczął się budzić w moim sercu wielki podziw, nadzieja i szansa, przecież mnie też wybaczy...

I tak zaczęła się przygoda. Reżyseruje ją Jezus wraz z Siostrą Faustyną.
Nigdy nie sądziłam, że Bóg może dać tyle człowiekowi, nie myślałam, że znajdzie się ktoś kto może tak kochać i mieć w sobie tak wielki pokład ciepła i przebaczenia.
Po tej rozmowie nadszedł trudny czas. Czas Budzenia w sobie zaufania. Odkrywania swoich ran by On mógł ich dotknąć i w konfesjonale uzdrowić. To czas łez, zmagania się ze sobą, ze swoim wstydem, słabością, odrzuceniem i kompleksami. I ciągle ten obraz...On idzie do mnie, Jego nogi są w nieustannym ruchu, nieustannie zmierza ku mnie by obdarzyć mnie swoją łaską. Tymi dwoma promieniami miłości.

I tak wstyd zaczął przemieniać się w zaufanie, pewność w sercu, że On mnie nie odrzuca, tym bardziej chce mnie przygarnąć i powiedzieć: Mnie nie musisz się wstydzić, patrzę na to wszystko i tym bardziej chce cie obdarzyć swoją miłością.
Słabość zaczęła przemieniać się w moc, która w jednym momencie dała mi nadzieje na to, że mogę się dźwignąć. A On stał przy mnie i wyciągał rękę. Zachęcał bym się jej złapała... Spróbowałam. Nie żałuje. To był najlepszy wybór w moim życiu.
Odrzucenie przemieniło się w bliskość. On uczył mnie relacji. Pozwalał mi się zbliżyć do siebie bym mogła wreszcie zaufać. To zaufanie było odpowiedzią na Jego zaufanie, ciągle słyszałam: nie bój się.
Kompleksy zaczęły przemieniać się w piękno. Codziennie rozmawialiśmy. Powoli zdejmował łuski z moich oczu. To przecież Ja cię stworzyłem, zaufaj mi i pozwól odnaleźć to piękno, które w tobie złożyłem...

Zaufanie do Boga jest jak rzucenie się w przepaść. Trzeba oderwać stopy od powierzchni ziemi i zaryzykować. To boli. Budzi lęk. Często odpycha. Boże Miłosierdzie jest trudną prawdą. Jak trudno człowiekowi, który nie potrafi przebaczyć najmniejszych oszczerstw, słabości i grzechów drugiego człowieka, zrozumieć czym jest przebaczenie aż po Krzyż. Przebaczenie, które nie zatrzymuje się na zależnościach, nie liczy strat i zysków, nie patrzy co z tego będzie mieć. To jest przebaczenie, które wystawia się na pośmiewisko, na oplucie i agresje człowieka. Kiedy o tym myślę odczuwam słabość. Czy Bóg jest aż tak słaby? Czy jego miłosierdzie jest takie mizerne? Czy nie mógł się bardziej postarać? Przecież takiemu słabemu Bogu nie mogę zaufać, nie mogę powierzyć swojego życia a już na pewno nie wierzę w to, że może mi wszystko przebaczyć. Bóg jest za słaby na moją grzeszność i kruchość... Często tak myślę. I wtedy ten słaby, mizerny Bóg przychodzi i mówi: Aniu! a przed oczami mam obraz Jezusa miłosiernego.

Czy patrząc Mu prosto w oczy na tym obrazie można powiedzieć, że jest słaby? Oceń sam.





Boże Miłosierdzie. Codziennie umacnia. Gdyby tak nie było człowiek rozpłynąłby się z rozpaczy...

Wyczytane: Myśl o Bożym Miłosierdziu jest jedyną rzeczą, która mnie podtrzymuje. o.Pio



Odmawiaj nieustannie tę koronkę, której cię nauczyłem. Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinę śmierci. Kapłani będą podawać grzesznikom jako ostatnią deskę ratunku; chociażby grzesznik był najzatwardzialszy, jeżeli tylko raz zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia mojego

3 komentarze:

  1. Oj Ania, świetnie piszesz :)

    Do ostatniego wątku słabości - w takich momentach Pan często przypomina mi sceny, które powstały w mojej wyobraźni przy czytaniu Apokalipsy.
    To niewiarygodne połączenie chwały i uniżenia, wszechmocy i niemocy...
    Dopiero ono objawia choć troszeczkę czym jest Jego szalona Miłość.
    Potężny Władca, Król Wszechświata stojący w milczeniu, bez słowa. W koronie... cierniowej, wykpiony i opluty przez swoją własność.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blog. Zapraszamy do nas www.wramionachojca.blog.onet.pl
    pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  3. Po raz kolejny przekonałam się, że nie ma przypadków, a zbiegi okoliczności Ktoś musiał zbiec. To nie przypadek, że poznałam Cię na rekolekcjach i nie przypadek, że trafiłam na tą stronę. Dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz uzupełnij. Rzuć światło. Otwórz mi oczy.